wtorek, 31 marca 2015

Śmierdząca sprawa

    Nastała wiosna. Zrobiło się cieplej i coraz częściej zaczyna padać deszcz. Jest potrzebny, bo śniegu praktycznie nie było, a wilgoć na początek wegetacji roślin jest nieoceniona. Wraz z opadami deszczu pojawił się u mnie w mieszkaniu problem natury śmierdzącej. Otóż wspomniane w poprzednim poście szambo od dawna nie spełnia swego zadania. Ponieważ nie było opróżniane od bardzo dawna, zaczęło wyciekać na zewnątrz. Mało tego, ostatnio po każdym deszczu zawartość jego zaczęła pojawiać się w mieszkaniu.

    Fetor niesamowity! Moje prośby w temacie udrożnienia, wybrania, czy czegokolwiek, aby nie wybijało na mieszkanie pozostają bez echa. Nadleśnictwo ma czas! Do końca kwietnia (?), a do tego czasu funduje mojej rodzinie domowe "zapachy".

   Dziwi mnie niefrasobliwość w tej sprawie. Wycieki sięgają popielnika pieca c.o. i nie wiadomo, czy nie dojdzie do uszkodzenia go. Zatem będzie nowy wydatek. Ale przecież nadleśnictwo bogate. Skoro stać je na wybudowanie drogiego szamba, to i na nowy piec będzie stać. Darz Bór!

 

czwartek, 19 marca 2015

Sztuka kopania (rowów)

    Niewiele potrzeba aby człowiek był zadowolony, ale równie mało potrzeba aby spokój zamienić w nerwówkę. Jest to tym łatwiej im więcej posiada się władzy. Jak wspominałem już wcześniej, niektórym odczucie posiadania władzy odbiera możliwość trzeźwego myślenia. Jeszcze gorzej jest gdy tą władzę wykorzystują celowo w złych celach, albo do realizacji swoich ambicji.

    Kolejny mały wycinek takiego postępowania chciałbym opisać w kolejnym posunięciu Narcyza. Z racji tego, że nadal mieszkam w leśniczówce i z tym faktem nie może się on pogodzić, prowadzi psychologiczną wojnę. Podpierając się różnymi przepisami próbuje udowodnić swoje racje. I chyba nie dostrzega jak dobrze sprawdza się przysłowie, że "kij ma dwa końce". Postanowiłem walczyć jego bronią.

   Posesja posiada własne szambo wybudowane jeszcze w latach 60 ubiegłego stulecia. Wtedy nie były przestrzegane tak restrykcyjnie przepisy jak obecnie. A w zasadzie nikt tego nie kontrolował. Po modernizacji leśniczówki wykorzystano istniejące szambo i przyłączono do niego nową kanalizę. Jednocześnie stało się, że szambo znalazło się poza ogrodzeniem posesji z tej racji iż nowe ogrodzenie przebiegało teraz inaczej.

   Poprzedni leśniczy wywoził nieczystości gdzie się dało. Przyjeżdżał znajomy gospodarz z beczką do wyciągania gnojowicy, wybierał nieczystości i rozlewał to gdzieś na ugory, to po lasach. Gdy zamieszkałem tu, z początku nadleśnictwo przysyłało własny ciągnik z beczką i wywoziło nieczystości. Ale to było na początku. Zmienił się nadleśniczy i zaprzestano wywożenia nieczystości. Próbowałem załatwić to we własnym zakresie ale z racji tego, że szambo nie posiadało drogi dojazdowej (jedynie ciągnikiem można było dotrzeć w jego pobliże) żaden specjalistyczny pojazd nie był w stanie zbliżyć się i opróżnić go.

   Były kilkakrotne rozmowy w tej sprawie z nadleśnictwem, ale próba zrobienia czegokolwiek w tej sprawie była gdzieś odwlekana. Zatem szambo pozostawione w spokoju porastało czarnym bzem i innymi drzewami. Zapomniane żyło własnym życiem. Ponieważ od samego początku istnienia było już nieszczelne, ta rzadsza część nieczystości gdzieś sobie wnikała w głąb. Z biegiem czasu samoczynnie uszczelniło się do tego stopnia, że zawartość zaczęła wypływać do lasu.

  Informacja do nadleśnictwa i nic. Teraz, już pod zarządem Narcyza, wystosowałem pismo w tej sprawie. Powołując się w nim na obowiązujące przepisy chciałem go zmotywować do działania. I niby udało się. Drogą zwrotną otrzymałem informację, że nadleśnictwo uwzględni sprawę szamba w swoich planach inwestycyjnych. I znowu cisza. Na moje zapytania padały odpowiedzi, że wszystko jest w trakcie załatwiania. Minęło pół roku i dalej nic się nie działo.

  Zwróciłem się w tej sprawie do władz gminy. Reakcja była szybka. Również i w nadleśnictwie nastąpiło poruszenie. Pojawił się geodeta, jacyś jeszcze inni ludzie. Oglądali, mierzyli i otrzymałem informację o decyzji w sprawie budowy nowego szamba. Tym razem umiejscowiono go na terenie posesji w jedynym możliwym miejscu, zarazem najwyższym punkcie terenu.

  Nie jestem specjalistą w tych sprawach, ale ten pomysł wydał mi się poroniony. Istniejące szambo znajduje się w obniżeniu terenu i do niego prowadzą dwie nitki kanalizacji. Myślałem, że i nowe będzie tam usytuowane. Nie będzie problemu z podłączeniem go do istniejącej kanalizacji (kwestia kilku metrów dodatkowych rur) oraz zrobienie dojazdu (też kilku metrów) poprzez położenie betonowych płyt.

  Według postanowień i wytycznych Narcyza, teraz szambo będzie na posesji i to w najwyższym punkcie. Aby spełniało swoje zadanie należy zbiornik usadowić poniżej 2,5 metra od powierzchni gruntu (2,5 metra poniżej gruntu musi znajdować się jego górna część). Do tego nowe wykopy dla nowej kanalizacji, nowe studzienki. Teren jest zagospodarowany. Rosną na nim w tej chwili dorodne świerki, jodła, cisy. Porobione są skalniaki z nasadzeniami. Gdzieś przebiega zakopany przewód elektryczny doprowadzający prąd do budynku gospodarczego. Teraz będzie trzeba to wszystko omijać, albo przepychać się pod nimi.

     Na nic zdały się moje protesty i tłumaczenie, że to nie ekonomiczne posunięcie. Wykonanie tak głębokich wykopów będzie kosztowało i lepiej będzie, a przede wszystkim taniej umiejscowić nowe szambo obok istniejącego. Na nic to! Ma być jak postanowił Narcyz tym bardziej, że kierując się jego wytycznymi w taki sposób zostały wykonane prace projektowe. Nie rozumiałem takiej rozrzutności i zwróciłem się w tej sprawie do RDLP. 

   Pojawił się przedstawiciel RDLP, Wszystko obejrzał i parę dni później otrzymałem pismo, w którym poinformowano mnie, że nie dopatrzono się nieprawidłowości w działaniu nadleśnictwa. Dalej zapewniono mnie, że gdyby realizowano moją koncepcję, koszty wykonania dojazdu do szamba (nie więcej niż 10 metrów) przewyższą koszty wykopów pod nowe szambo.

   No, cóż! Może nie umiem liczyć! Postanowiłem poczekać i przekonać się jak to będzie wyglądało. Wszystko można przecież wyliczyć. I tak zrobię aby przekonać się czy realizacja własnych ambicji Narcyza będzie miała poparcie RDLP bez względu na koszty.

   Nadleśnictwo ma czas do końca kwietnia do zakończenia budowy nowego szamba. Podobno był (piszę był, bo chyba już go nie ma) wykonawca tych prac. Oglądał jak to ma przebiegać w terenie. Na razie cisza. Nic się nie dzieje, a czas płynie.

wtorek, 3 marca 2015

Kolejne podejście

    Jak bardzo ważną sprawą było i jest odzyskanie leśniczówki, w której mieszkam pokazuje kolejne jego posunięcie. Niczym tonący, który gotów jest chwycić się nawet przysłowiowej brzytwy dla ratowania życia, tak i on intensywnie wymyślał, co tu jeszcze zrobić w tej sprawie? Doszedł do wniosku, że najbardziej odczuwalnym będzie podniesienie opłat czynszowych. Ponieważ w tej materii ograniczają go przepisy, próbował zwiększyć opłaty z innej strony. Wymyślił, że zwiększy powierzchnię. 

   Nie wiem jakimi kierował się kryteriami i dlaczego to przyszło mu do głowy? Przecież po modernizacji nie były wykonywane żadne prace budowlane. Nic zatem się nie zmieniło od czasu wykonania pomiarów zarówno budynku mieszkalnego, jak i budynku gospodarczego i garażu. W 2009 roku rzeczoznawca majątkowy wykonał operat pomiarowy, który był akceptowany przez nadleśnictwo. Teraz stwierdził, że powierzchnia budynku gospodarczego zwiększyła się z 47,85 m2 do 80,75 m2.

   Jakby z upływem czasu pęczniał zwiększając swoją powierzchnię. Oczywiście zanegowałem taki stan rzeczy. Reakcja była szybka. W następnym piśmie zawarł informację o zaistniałej pomyłce w podanym metrażu. Faktyczna powierzchnia budynku gospodarczego wynosi 89,79 m2, a nie jak wcześniej podano - 80,75 m2.

   Spotykałem się w życiu z różnymi sytuacjami, ale ta była arcy komiczna. Skąd chłopisko wziął takie dane? Nie dałem się wmanewrować w jego ustalenia. Gdybym zgodził się z tymi wartościami, musiałbym płacić dwa razy więcej niż dotychczas. Chcąc udowodnić, że on ma rację zatrudnił rzeczoznawcę majątkowego zlecając mu wykonanie nowych pomiarów.

   Starszy, poważny pan przyjechał w towarzystwie pracownika nadleśnictwa i z moją pomocą prawie cały dzień wykonywał nowe pomiary. Mając stare dane stwierdziłem, że nowe pomiary są praktycznie takie same. Niewielkie, nie mające wpływ na wyliczenia różnice wynikały z tego, że w 2009 roku mierzono przy pomocy taśmy, obecnie urządzeniem laserowym.

  Nadleśnictwo zlecając wykonanie nowych pomiarów, wymusiło na rzeczoznawcy aby przesłał je jak najszybciej, zaraz po wykonaniu. Tak też się stało. Rzeczoznawca wykonał wyliczenia na "brudno" i mailem przesłał je do nadleśnictwa. Dwa dni później otrzymałem listownie informacje o nowym obowiązującym operacie pomiarowym, z zestawieniem pomiarów i wyliczeniem powierzchni. Do tego podpięta była faktura z nową kwotą do zapłaty, jeszcze większą o 30% w stosunku do poprzedniej.

  Przecież nie mogło tak być! Sprawdziłem wyliczenia i okazało się, że w kilku miejscach są pomyłki. Skontaktowałem się telefonicznie z rzeczoznawcą wykonującym te wyliczenia informując go o tym. Przyznał, że wyliczenia mogą być błędne, ponieważ robił je w pośpiechu i nie zostały sprawdzone. Aby nie było niedomówień przyjechał następnego dnia, aby skorygować błędy.

  Gdy już poprawione wyliczenia trafiły do nadleśnictwa powstało zamieszanie. Nagle otrzymuję wiadomość, że zatrudniono następnego rzeczoznawcę do wykonania ponownych pomiarów. Narcyz nie mógł pogodzić się z tym, że pomiary nie różnią się znacząco od tych z 2009 roku.

  Tym razem przyjechała pani. Był sierpniowy upalny dzień, a pani trochę puszysta. I znowu, od początku każde pomieszczenie, otwór drzwiowy, okienny, grubość ścian itd. Mierzyła, a pomiary były identyczne z tymi, które wcześniej wykonał starszy pan.

  Nie znam reakcji Narcyza gdy dotarło do niego, że nic nie zmieni się w temacie pomiarów. Musiał przełknąć gorycz tej porażki. Próbował co prawda na siłę wcisnąć poddasze nieużytkowe nad budynkiem gospodarczym do opłat. Mój kategoryczny sprzeciw wywołał u pracownicy nadleśnictwa pomysł zamknięcia tego pomieszczenia. Oczywiście to nie przeszło.

  Zastanawia mnie, dlaczego zwierzchnicy Narcyza pozwalają mu na takie posunięcia? Przecież wynajęcie rzeczoznawcy i zlecenie wykonania takich pomiarów kosztuje. Firma płaci i tylko dlatego, że on chce w jakiś sposób coś udowodnić? Cy to początek zakażenia, czy już poważna choroba zaczyna toczyć lasy?