Krokometr


   Miałem sprawę na poczcie. W tym celu udałem się do Rzepina i zajechałem pod urząd pocztowy. Już z daleka widziałem radiowóz policyjny stojący przed budynkiem poczty. Na dachu pojazdu błyskały włączone światła. Przed nimi stał zaparkowany wan. Pomyślałem, że pewnie kierowca coś przeskrobał i został zatrzymany przez dzielnych policjantów. Włączyłem kierunkowskazy w swojej Skodzie, sygnalizując zmianę pasa ruchu i zatrzymałem się kilkadziesiąt metrów dalej, moim zdaniem, wzorowo parkując przy samym krawężniku.

  Po wygramoleniu się z pojazdu usłyszałem, że ktoś mnie woła. To dzielny funkcjonariusz policji machając w moją stronę, słowami: "Panie kierowco, poproszę do mnie" zapraszał bym podszedł. Niczego nie przeczuwając udałem się w jego stronę. "Panie kierowco, ile to metrów od przejścia dla pieszych wolno się nam zatrzymywać?" - usłyszałem pytanie. Dziesięć - odparłem. "To zatrzymał się pan nieprawidłowo. Poproszę dokumenty: prawo jazdy, ubezpieczenie pojazdu oraz jego dowód i pański też" - usłyszałem. Przecież tu jest dziesięć metrów! - zaoponowałem. 

  Funkcjonariusz zareagował na mój sprzeciw. Zwrócił się w stronę mojego pojazdu i zaczął krokami odmierzać odległość dzielącą moją Skodę od pasów dla pieszych. Ja również. Naliczyłem dziesięć. Takie solidne. On natomiast z racji tego, że był znacznie wyższy ode mnie, a tym samym był dysponentem dłuższego kroku stwierdził: "Jest osiem metrów. Nie więcej niż osiem i pół." Jest więcej - oponowałem, ale to na nic się zdało.

  "Za powyższe wykroczenie będzie mandat, sto złotych i jeden punkt. W razie odmowy przyjęcia sprawa skierowana będzie do sądu" - usłyszałem. Cholera, niech będzie, pomyślałem. To tylko stówa i jeden punkt, a on przebąkiwał coś o trzech. Pozwolił w swojej dobroci załatwić sprawy na poczcie i przyjść do niego. Tak zrobiłem. Czytelnym podpisem pokwitowałem przyjęcie mandatu.

  Nie byłem sam. W samochodzie siedziała żona. "Co tak długo?" - zapytała. Czekałem aż wypisze mandat - odparłem spokojnie. W mojej głowie powstała myśl aby zaopatrzyć się w przyrząd mierniczy i powrócić tu. "Co?! Mandat! Ile?" - dopytywała. Pominę dalszy monolog mojej żony. Nie odzywałem się, bo nie było sensu. Kobiety, jeżeli nie wypowiedzą pewną ilość słów to nie mogą później zasnąć.

  Parę dni później, zaopatrzony w nowo zakupioną taśmę mierniczą i oczywiście żonę do pomocy, zajechałem przed urząd pocztowy i zaparkowałem identycznie jak w dniu otrzymania mandatu. Żonę ustawiłem przy przejściu dla pieszych i wręczyłem jeden koniec taśmy. Sam rozwijając taśmę podążałem w stronę samochodu. Jednak miałem rację! Było wymagane dziesięć metrów, a nawet trochę więcej!. Teraz po powrocie do domu pozostało tylko zredagować pismo do Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego z wnioskiem o anulowanie mandatu, co też uczyniłem.

  Teraz czekam na odpowiedź w tej sprawie. Zastanawia mnie też zachowanie tego funkcjonariusza. Skoro nastawiony był na wypisywanie mandatów dla parkujących w tym miejscu, (a był, bo jak dowiedziałem się od jednej pani z poczty, jednego dnia wypisano ich ponad trzydzieści) powinien najpierw korzystając z przyrządu pomiarowego będącego na wyposażeniu policji dokonać stosownego pomiaru. Bo nie wierzę, że ma legalizację na swój krokomierz. 
 
 

Krokometr - krok drugi

  Chwilę czekałem i doczekałem się. Otrzymałem dzisiaj list z Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego w sprawie mojego mandatu. Otóż otrzymałem zwrot mojego wniosku o anulowanie mandatu. W piśmie wyjaśniono, że Wojewoda może: rozłożyć zapłatę mandatu na raty, przedłużyć okres spłaty albo umorzyć spłatę mandatu. Zatem, dlaczego odesłano mój wniosek o anulowanie?

   Zadzwoniłem pod podany w piśmie numer. Odebrała miła pani i wyjaśniła mi, że mogę uzyskać umorzenie mandatu po przedstawieniu trudnej sytuacji życiowej (np. bezrobociu, utrzymywaniu się z zasiłku z Opieki Społecznej i jeszcze innych smutnych sytuacjach) i złożeniu wniosku o moich dochodach. No, tak! Mógłbym skorzystać z tej opcji, ale ja nie czuję się winnym, a to byłoby przyznaniem się do winy!

   W takiej sytuacji mogę zwrócić się do sądu o anulowanie mandatu wypisanego niesłusznie. Jedynie sąd jest władny to zrobić, oczywiście jeżeli przedstawię twarde argumenty na swoją niewinność. Zatem do dzieła! Usiadłem i napisałem wniosek do sądu o anulowanie tego mandatu. Jutro listonosz poniesie go do tej instytucji, a ja będę czekał na zadziałanie naszego prawa. 

Krokometr - krok trzeci i następne

   Sąd zareagował. Poprosił o oryginał mandatu, a następnie wyznaczył termin rozprawy. Pojechałem na wyznaczony termin trochę z niepokojem. Bo któż to wie jak potoczą się sprawy? Parę minut po wyznaczonej godzinie zostałem wezwany przed oblicze Sądu. Sąd był zdziwiony, że na sprawę stawiłem się tylko ja. Nie było funkcjonariusza policji, który wypisał przedmiotowy mandat.

   Po opowiedzeniu dokładnie jak miały się sprawy, sędzina nałożyła na nieobecnego funkcjonariusza karę porządkową w wysokości 500 zł za jego nieobecność, a następnie wyznaczyła następny termin rozprawy.

   Po prawie miesiącu ponownie zjawiłem się w sądzie o wyznaczonej porze. Chwila oczekiwania i dociera do mnie informacja, że rozprawa w dniu dzisiejszym nie odbędzie się z powodu urlopu wzywanego funkcjonariusza policji. No cóż! Każdy ma prawo do wypoczynku, a tym bardziej policjant. Wyznaczono następny termin rozprawy.

   Kolejny raz pojawiłem się na korytarzu sądu. Czekałem i zastanawiałem się, czy wzywany policjant stawi się. Przybył! Nawet przysiadł na ławce koło mnie. W pełnym rynsztunku, z pistoletem u boku. Mnie sprawdzali i musiałem pokazać wszystko co miałem w kieszeni. On, jako świadek w sprawie wszedł z gotową bronią do strzału! No, cóż! Widocznie takie prawa!

   Będąc już na sali rozpraw, sędzina zaczęła od pytań dla funkcjonariusza. Odpowiadał luzacko jakby był z kolegą na piwie, a nie w sądzie. Nie przypominał sobie "mojego" mandatu. Odległość zmierzył wzrokiem, a może też krokami. Też nie pamiętał. Na koniec sędzina anulowała mu nałożoną wcześniej karę ponieważ przedstawił zwolnienie lekarskie.

   Przed ogłoszeniem wyroku zasygnalizowałem chęć otrzymania zwrotu kosztów przejazdów na rozprawy. Ilość kilometrów przedstawiłem pisemnym wnioskiem wraz z wyliczeniem kosztów. Po krótkiej przerwie dla mnie, podczas której Sąd naradzał się ponownie zostałem wezwany na salę, gdzie Sąd ogłosił anulowanie mandatu oraz przyznanie zwrotu kosztów przejazdów dla mnie.

   I to wszystko! Niefrasobliwy policjant, który pomiary robi krokami albo na "oko" i nie poniesie z tego tytułu żadnych konsekwencji. Nawet nie zwróci kosztów przejazdów, bo zrobi to za niego Skarb Państwa. Trzy terminy rozpraw, zajmowanie niepotrzebnie czasu dla sędziny, która mogła rozpatrywać poważniejsze sprawy.

   I bez dalszego komentarza!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz