piątek, 23 stycznia 2015

Leśna moralność


    To, o czym chcę napisać zapewne znane jest dla wielu. Być może doznali tego osobiście lub też znają z relacji znajomych. Jednak jest niewiele opisów dotyczących zachowań i postaw w specyficznym środowisku jakim są lasy.

     Praktycznie od zawsze hermetyczne środowisko, z którego nic nie wyciekało. Podobnie jak w wojsku wszystko chronione było tajemnicą. I chociaż w przeszłości jakiś podchmielony leśnik jakimś słowem okazywał swoje niezadowolenie, to i tak mówił niewiele, bo podświadomie kontrolował swoje wypowiedzi. Zresztą kompani przy kielichu nie zwracali na to uwagi zajęci zawartością szklanego opakowania. Poza tym pogadać można było w zasadzie w towarzystwie swoich kolegów, którzy znali te sprawy i w swej bezradności wynikającej z uwiązania do pracy, niewiele mogli zaradzić. Obawa przed utratą stanowiska była siłą nie do pokonania. I gdy na trzeźwo między sobą psioczyli na panujące warunki, traktowanie przez przełożonych, to nigdy nie przychodziło im do głowy aby mówić o tym głośno i publicznie.

     Tak było. Mentalność zaczęła zmieniać się i na arenie, co prawda sporadycznie, ale zaczęli pojawiać się odważni. Ich pojedyncze głosy nie zawsze były wyraźnie słyszane. Ginęły w bezkresie lasu i następujących niespodzianie kontroli. To działało! Inni koledzy jednoczący się ze śmiałkiem i zamierzający pójść w jego ślady, nagle przypominali sobie o zadaniach do wykonania i znikali w morzu drzew. I gdy śmiałek po wielu dniowej kontroli zakończonej protokołem z zaleceniami do wykonania, wytkniętymi błędami i sugerowaniem zakończenia z nim współpracy pozostał sam ze swymi myślami, zapomniał co tak naprawdę wcześniej go oburzało. Teraz była jedna myśl! Ukorzyć się przed zwierzchnikiem i błagać o następną szansę pozostania w pracy. Bo co dalej? Jest rodzina, o którą trzeba zadbać. Żona przecież nie pracuje bo zajmuje się dziećmi. I najważniejsze w tym, to mieszkanie! Teraz darmowe, ale po utracie pracy trzeba je opuścić. Gdzie się podziać?

    Tak to zamykano usta pragnącym poszanowania i godności. Panowała zasada, wręcz przykazanie gdzie stosujący się do niego mogli czuć się w miarę bezpieczni. Nie chodziło w niej o jakieś uzdolnienia, szczególne wiadomości czy tytuły przed nazwiskiem. Była doskonała w swej prostocie. Brzmiała: Bierny, ale wierny. 

   Przy takiej postawie zwierzchnicy często przymykali oko na niedociągnięcia kolegi podwładnego.  Często zaplanowane kontrole z zewnątrz nie zaglądały na jego teren. Zatem czuł się bezpieczny i nie miał powodu do narzekania. Jednak z takiego grona czasami wyłamywał się niesforny, ceniący ważniejsze wartości niż koryto wypełnione niesmacznym jadłem. Zazwyczaj desperat zdający sobie sprawę, że nie będzie odwrotu.

     I o tym będę chciał opowiedzieć. O nierównej walce.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz