wtorek, 28 kwietnia 2015

Pożarów nie będzie

   Po roku 2000, nie będę próbował podawać dokładnej daty bo mógłbym przekłamać, Nadleśnictwo Cybinka zapragnęło stworzyć miejsce czerpania wody do celów gaśniczych. Był to w tamtym czasie palący problem, ponieważ z nastaniem wiosny i później przez cały okres letni występowały pożary terenów leśnych. Większość z nich była wynikiem podpaleń. Dlatego też w wielu miejscach całego nadleśnictwa starano się adoptować istniejące już zbiorniki wodne na te cele. Kuszono się również na budowę nowych, które nie zawsze do końca były pomysłami przemyślanymi, a na pewno kosztownymi.

   Na terenie leśnictwa, w którym pracowałem jako leśniczy, istniał sztucznie utworzony zbiornik wodny przez jednego z leśniczych, a w tym czasie będącego już na emeryturze. Wykorzystał obniżenie terenu, na którym wypływała w kilku miejscach woda i usypując sztuczną groblę stworzył bardzo fajny staw. Oczywiście wykorzystywał to do celów własnego gospodarstwa tym bardziej, że zbiornik ten oddalony był od leśniczówki w granicach 100-150 metrów.

   Gdy zostałem leśniczym na tym leśnictwie oczywiście wydzierżawiłem to miejsce. Nosiłem się z zamiarem hodowania trochę ryb dla własnych celów, jak też wykorzystywania w letnie, gorące dni do celów rekreacyjnych dla mojej rodziny. Wody w tym miejscu nigdy nie brakowało. Napływała ciągle świeża.

   W tym czasie powstała myśl u nadleśniczego (był nim wtedy znany Nemrod) aby utworzyć  w tym miejscu zbiornik p.poż. z prawdziwego zdarzenia, z którego mogły korzystać nie tylko pojazdy straży pożarnej, ale nawet helikopter często wykorzystywany w akcjach gaśniczych. Jak pomyślał, tak i zrobił. 

   Usypano nową, wzmocnioną groblę, po której mogły przejeżdżać wozy bojowe straży pożarnej. Wybudowano i zamontowano nowego mnicha, przy pomocy którego można było spiętrzać wodę. Wynajęto firmę specjalizującą się w tych pracach do powiększenia i pogłębienia już istniejącego zbiornika. Prace ruszyły z kopyta i za kilkadziesiąt tysięcy złotych powstał taki zbiornik.

   Zobligowany byłem do opieki nad tym punktem czerpania wody. Przygotowałem odpowiednio docięte deski, które po umieszczeniu w prowadnikach mnicha zaczęły spiętrzać wodę. Powstało piękne jeziorko. W okolicach mnicha woda miała głębokość około 2 metrów. Była czysta i wspaniale było popływać w niej.

   Uważałem jednak, że za tyle wydanych pieniędzy można było stworzyć jeszcze większy zbiornik tym bardziej, że było jeszcze dużo miejsca do wykorzystania. Ale stało się, jak się stało. Pilnowałem aby wody było jak najwięcej i stale była dostępna w razie potrzeby. Skończyło się to wszystko gdy zakończyłem pracę w tym nadleśnictwie. Przyszedł nowy gospodarz, który miał i ma inne priorytety. Z pięknego jeziorka pozostało bajoro. Nikt nie interesuje się tym miejscem.

   W ubiegłym roku wykonano meliorację. Wycięto łozę porastającą brzegi oraz wykoszono wysoką trawę. Wkopano nowe tablice informujące o punkcie czerpania wody i na tym zainteresowanie skończyło się. Szkoda wydanych pieniędzy na tak ważny cel jakim jest sprawny punkt czerpania wody i w  efekcie nie móc korzystać z niego. To dobrze, że wzrosła świadomość społeczeństwa i jest mniej pożarów w wyniku podpaleń. Zapewne podpalacz(e) wyrósł i zmądrzał. Dobrze, że ostatnio nie ma pożarów w tym rejonie. Ale nie należy zakładać, że będzie tak stale.

   Poza tym taki stan o czymś świadczy. Brak gospodarza! I tego na miejscu (leśniczy) i tego nad nim (nadleśniczy). Utopiono sporo pieniędzy w to przedsięwzięcie, a przecież można było je spożytkować lepiej. Ale co tam? Lasy są bogate i mogą pozwolić sobie na taką politykę. Jest w tym i dobra strona. Miejsce to wykorzystują dziki. Upodobały sobie je. Tyle miejsca do taplania się w błocku! A może tak ma być?



  

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Perfekcyjny bajer

   Kierowane przeze mnie zarzuty pod adresem nadleśnictwa skutkują tym, że otrzymuję czasami pismo w tonie oburzenia i próbie wykazania w nim, iż nie mam racji. Oczywiście, jak już wcześniej o tym wspominałem, osoba redagująca pismo nie zawsze do końca wie co pisze. Chyba nie czyta swoich wypocin, bo dostrzegłaby w dalszej części swego "dzieła"  wiele zaprzeczeń, jak też podważeń informacji przekazanych we wcześniejszych pismach. Również ten "najważniejszy" chyba tylko pobieżnie zapoznaje się z treściami podpisywanych pism. Jeżeli widnieją podane jakieś artykuły, czy paragrafy, uznaje całość za umocowaną w prawie. Zresztą, kto śmiałby napisać coś odmiennego od podanej, jedynie słusznej linii nakreślonej niedoścignionym geniuszem panującego, zwanego nad(...)niczym?

   Swego czasu, a było to pod koniec ubiegłego roku i na początku tego, trochę żeśmy się przemówili na temat studni, a raczej braku w niej wody. Ja twierdziłem i nadal twierdzę, że jej brak i ilość jaką można pozyskać jest niewystarczająca do właściwego funkcjonowania pięcioosobowej rodziny. Aby to zmienić należałoby studnię pogłębić. O swym "odkryciu" poinformowałem nadleśnictwo (zresztą, nie pierwszy już raz). Otrzymałem odpowiedź zarzucającą mnie braku rozeznania w tym temacie, ponieważ lat temu kilka studnia była pogłębiana, nastąpił odbiór komisyjny wykonanych prac i wszystko jest w porządku.

   Przypominam sobie próbę pogłębienia studni przez jedną z firm (najtańszą) z okolic chyba Kożuchowa. Oczywiście próba nie powiodła się, ale firma zgłosiła wykonanie prac, zainkasowała jakąś kwotę pieniążków i powróciła na swoje tereny. Teraz, gdy o tym mówię, wciska się mnie kit, że prace odebrano komisyjnie bez zastrzeżeń. Nie przypominam sobie aby było pompowanie wody ze studni (coś takiego się robi, sprawdzając wydajność). Trwa to zazwyczaj spory okres czasy i z pewnością zauważyłbym to.

   Poza tym wmawia się mnie, że corocznie dokonywane są przeglądy i nigdy nie było niepokojących uwag w tym temacie. Na tak "druzgocące" argumenty pozostaje tylko pisanie nowych próśb i błagań by cokolwiek zmienić. (Zawsze mam nadzieję, że natrafię na czuły punkt pana nadleśniczego albo jego dobry dzień i odezwie się w nim trochę z  człowieka i w bezmiarze swej dobroci może coś zrobi). Zawsze na zewnątrz stara się pokazać swoją dobroć i troskę o moją rodzinę to może coś w nim pęknie i tak się stanie. (Pomarzyć można!).

   Za dowód popierający jego intencje niech posłuży jedno z jego pism.
    Już na początku mówi o swej trosce, chociaż zaraz karci mnie przypominając, że jestem tam nielegalnie! Wobec tego nie mam prawa wysnuwać jakiekolwiek żądań! W swej łaskawości proponował mnie i mojej rodzinie zamieszkanie (najem) innych lokali. W jednym z nich od ponad roku mieszka pracownica nadleśnictwa ze swoją rodziną, a drugi wymaga kapitalnego remontu. Konieczność remontu, a zwłaszcza jego koszty spowodowały to, że Lasy wycofały się z jego przeprowadzenia. Postanowiono wybudować w innym miejscu nową leśniczówkę.

   I teraz to, o czym mówiłem na początku i w poprzednim poście. W jego interpretacji obowiązujących przepisów, nie jestem zaliczany do lokatorów. Ale dalej czytam, że pomimo tego obowiązkiem moim jest płacenie odszkodowania, które odpowiada wysokości czynszu.

   I tak jestem w dobrym położeniu. Przecież któregoś dnia może stwierdzić, że zbyt mało płacę za użytkowanie lokalu, a tym samym przyczyniam się do powstawania strat, (przecież ciągle remontują, wymieniają, modernizują i przez to żyje mi się jak u Pana Boga za piecem) i może zażądać odszkodowania uzupełniającego.

   Teraz wedle zapewnień, na terenie posesji zajmowanej przeze mnie dojdzie do wybudowania nowiutkiego szamba. A stanie się to do końca miesiąca kwietnia (o roku na razie nie wspomnę). Zatem, czekam z niecierpliwością licząc dni do rozpoczęcia oraz zakończenia prac, jak też oczekując chwili kiedy pierwszy przerobiony posiłek spadnie na dno nowiutkiego zbiornika. Darz Bór!

niedziela, 19 kwietnia 2015

Będzie po mojemu

   Dzisiaj, bez uszczypliwości, chciałbym zastanowić się nad tokiem rozumowania autora pisma, które otrzymałem dużo wcześniej. Ponieważ treścią i formą nie odbiega od pozostałych, zostało wpięte do segregatora jako kolejna, nieprzemyślana do końca odpowiedź na moje pismo.

   Ktoś, kto nie jest w temacie, czytając te pismo i widząc w jego treści przytaczane jako argumenty artykuły i paragrafy obowiązujących przepisów, odnieść może wrażenie, że wszystko jest zgodne z prawem. I pewnie autorowi tego pisma o to chodziło. Robiąc odpowiednie wrażenie zapewne liczy na konkretny efekt. Musi jednak wziąć małą poprawkę i przyjąć do wiadomości, że na bezkrytyczne uwielbienie i podziw dla swej mądrości liczyć może tylko w obrębie swych poddanych. I może być pewien, że praktycznie ubezwłasnowolnieni przez niego pracownicy nigdy nie przeciwstawią się jemu, ani krytycznie wypowiadać się nie będą.

   Byłoby dobrze, gdyby czasami pochylił się nad własnym geniuszem i w sposób obiektywny przeanalizował treść podpisywanych przez siebie pism, które zlecił komuś do zredagowania. Wtedy być może dostrzegłby, że nie wszystko tak wygląda, jak napisano i ma oparcie w cytowanych przepisach, wyrwanych z kontekstu. No, chyba że owładnięty jest syndromem prezesa. Oto przykład jeden z wielu:
   Tak brzmiała odpowiedź na moją prośbę w sprawie wymiany uszkodzonego zbiornika ciepłej wody, będącego integralną częścią centralnego ogrzewania. (Wiem, miałem nie być uszczypliwym, ale takie zachowanie - ciągłe mówienie: nie! - przypomina mi małe dziecko droczące się. Mówimy: tak!, a ono ciągle: nie! Może, gdybym chociaż raz powiedział: nie! w przekorności swej odpowiedziałby: tak!?).

   W uzasadnieniu powołał się na art. 2 ust. 1 pkt 1 ustawy z 21 czerwca 2001 r. o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie Kodeksu cywilnego, (słowniczek pojęć zastosowanych w tej ustawie) wyjaśniającym, kto jest lokatorem. I na tym zakończył etap uznawania tej ustawy i zamieszczonych w niej przepisów. Nie odraza do czytania, lecz przeświadczenie we własną nieomylność i prawo do interpretacji przepisów, nie pozwoliły mu zapoznać się z art. 18 tejże ustawy.

   Jest tam o takich osobach jak ja, zajmujących lokal bez tytułu prawnego. I nie mówi się o nas jak o powietrzu, ale jak o lokatorach. Nie będę w tym poście rozpisywał się o tym, że w rzeczywistości jestem pełnoprawnym lokatorem i tylko upór nadleśnictwa i odmienna interpretacja nie pozwalają mnie tak traktować. Ale o tym napiszę innym razem. Również Kodeks cywilny i jego przepisy ten stan rzeczy traktują inaczej, niż kierownictwo nadleśnictwa.

   Gdyby zechciał poczytać następne artykuły, chociażby 6a, dowiedziałby się co należy do jego obowiązków jako właściciela lokalu. I tu muszę zdradzić, że jego następną ulubioną częścią tej ustawy jest często cytowany w jego pismach art. 6b. To chyba ulubiona i akceptowana część ustawy.

   I jak mówi porzekadło ludowe o takich osobach: "na przekór babci odmrożę sobie uszy", tak on  reprezentując Skarb Państwa i będąc odpowiedzialnym za stan powierzonego mu majątku, na przekór  swoim uporem doprowadzał będzie do jego niszczenia. Wielokrotnie zapewniał mnie, że jak długo będę tu mieszkał, tak długo nie będzie wykonywał  koniecznych remontów.

   Ciekawe czy i kiedy znajdzie się ktoś, kto pociągnie go do odpowiedzialności za jego "geniusz"?
Darz Bór! 

sobota, 18 kwietnia 2015

Jestem prawem!

   Podobno jak nie ma dwóch identycznych linii papilarnych, tak nie ma dwóch identycznych ludzi. Nawet wśród bliźniaków są różnice. I dobrze. Jesteśmy indywidualnościami w świecie ludzi. Każdy z nas ma jakiegoś swojego, indywidualnego "bzika", który jeszcze bardziej wyróżnia nas od innych mających podobne upodobania.

   Tak do końca to nie wiem czy redagujący pisma wyróżnia się takim "bzikiem", czy zlecający opracować pismo, a następnie podpisujący się pod nim każe zwrócić uwagę na tego "bzika" jako jego własnego.

   Już od dłuższego czasu otrzymując pisma z Nadleśnictwa Cybinka, zwracało moją uwagę podkreślanie w nich pewnej sytuacji sztucznie wyolbrzymianej, jakby to było najważniejszym punktem odniesienia do wszystkich otrzymywanych odpowiedzi. Już zaczynam podejrzewać, że jest to formułka automatycznie wstawiana prawie do każdego pisma, może często machinalnie, bez zastanowienia. To jakby ciągle powtarzać dziecku, że ma przed posiłkiem umyć ręce. Nie zastanawiamy się czy już umyło, tylko przypominamy o tym, bo tak mamy zakodowane.

   Ale do rzeczy! Praktycznie zawsze, w każdym piśmie, jakby to miało coś zmienić, przypomina się dla mnie, że zajmuję lokal bez umownie, jak też nie opłacam czynszu lecz odszkodowanie.
   Osoba ta zapewne słysząc z mojej strony słowo "czynsz" ulega silnemu wzburzeniu. Jak śmiem opłatę, którą uiszczam co miesiąc nazywać czynszem, skoro jest to odszkodowanie? Przecież, gdybym posiadał jakąś umowę najmu to do kasy nadleśnictwa wpływałyby zupełnie inne pieniążki. Nie odszkodowanie, które nie może równać się z czynszem, lecz CZYNSZ! Nie ważne, że ta sama ilość. Ważne, że inna nazwa.

   Ale przecież zaraz w następnych zdaniach stawia się znak równości dla słów "odszkodowanie" i "czynsz". Zatem nie wiem po co ten krzyk? Tym bardziej, że co miesiąc otrzymuję faktury do zapłaty za zajmowany lokal i tam czarnym na białym opłatę tą nazywa się... czynszem!
    To o co temu człowiekowi chodzi? Domyślam się, że daje do zrozumienia iż to on tu ustala zasady i reguły, ustanawia prawo, a już istniejące odpowiednio, jako urzędnik państwowy interpretuje. Na nic zdaje się wykładnia przepisów uznawanych i stosowanych powszechnie. Tu rządzi on! On jest prawem!

   Dowód? Otóż w cytowanym piśmie wyraźnie wskazuje w jaki sposób winna być wykorzystywana woda z przydomowej studni. Jak podkreślił, wyłącznie do celów bytowych (czytaj: do picia, sporządzania posiłków i chyba tylko do tego). Zapewne w swej mądrości określi również ilości, jakie mogą być spożyte. Ponieważ pompa nie jest wydolna dostarczyć odpowiedniej ilości wody, (ze względu na to, że studnia wymaga pogłębienia) również kąpiel, czy pranie winno być ograniczone. 

   A ja kiedyś własnymi siłami wykopałem oczko wodne aby po pracy było miło odpoczywać. Pływają w nim kolorowe rybki ciesząc oczy. Teraz, czasami dopuszczając trochę wody, popełniam przestępstwo. Nie wolno tego robić! Wszystko jest sumiennie monitorowane! Na dowód, że wbrew jego zaleceniom dolałem rybkom wody, ma bogatą kolekcję fotograficzną dokumentującą moje łamanie jego prawa.  Również, gdy na ogródku posieję warzywa, gdy rok będzie suchy, nie wolno mi podlewać, ponieważ przyzwolenie mam na picie (z umiarem) i ugotowanie zupy!

   Zatem, dopóki mam jeszcze trochę wody, kończę tego posta i idę się napić (wody!).