sobota, 18 kwietnia 2015

Jestem prawem!

   Podobno jak nie ma dwóch identycznych linii papilarnych, tak nie ma dwóch identycznych ludzi. Nawet wśród bliźniaków są różnice. I dobrze. Jesteśmy indywidualnościami w świecie ludzi. Każdy z nas ma jakiegoś swojego, indywidualnego "bzika", który jeszcze bardziej wyróżnia nas od innych mających podobne upodobania.

   Tak do końca to nie wiem czy redagujący pisma wyróżnia się takim "bzikiem", czy zlecający opracować pismo, a następnie podpisujący się pod nim każe zwrócić uwagę na tego "bzika" jako jego własnego.

   Już od dłuższego czasu otrzymując pisma z Nadleśnictwa Cybinka, zwracało moją uwagę podkreślanie w nich pewnej sytuacji sztucznie wyolbrzymianej, jakby to było najważniejszym punktem odniesienia do wszystkich otrzymywanych odpowiedzi. Już zaczynam podejrzewać, że jest to formułka automatycznie wstawiana prawie do każdego pisma, może często machinalnie, bez zastanowienia. To jakby ciągle powtarzać dziecku, że ma przed posiłkiem umyć ręce. Nie zastanawiamy się czy już umyło, tylko przypominamy o tym, bo tak mamy zakodowane.

   Ale do rzeczy! Praktycznie zawsze, w każdym piśmie, jakby to miało coś zmienić, przypomina się dla mnie, że zajmuję lokal bez umownie, jak też nie opłacam czynszu lecz odszkodowanie.
   Osoba ta zapewne słysząc z mojej strony słowo "czynsz" ulega silnemu wzburzeniu. Jak śmiem opłatę, którą uiszczam co miesiąc nazywać czynszem, skoro jest to odszkodowanie? Przecież, gdybym posiadał jakąś umowę najmu to do kasy nadleśnictwa wpływałyby zupełnie inne pieniążki. Nie odszkodowanie, które nie może równać się z czynszem, lecz CZYNSZ! Nie ważne, że ta sama ilość. Ważne, że inna nazwa.

   Ale przecież zaraz w następnych zdaniach stawia się znak równości dla słów "odszkodowanie" i "czynsz". Zatem nie wiem po co ten krzyk? Tym bardziej, że co miesiąc otrzymuję faktury do zapłaty za zajmowany lokal i tam czarnym na białym opłatę tą nazywa się... czynszem!
    To o co temu człowiekowi chodzi? Domyślam się, że daje do zrozumienia iż to on tu ustala zasady i reguły, ustanawia prawo, a już istniejące odpowiednio, jako urzędnik państwowy interpretuje. Na nic zdaje się wykładnia przepisów uznawanych i stosowanych powszechnie. Tu rządzi on! On jest prawem!

   Dowód? Otóż w cytowanym piśmie wyraźnie wskazuje w jaki sposób winna być wykorzystywana woda z przydomowej studni. Jak podkreślił, wyłącznie do celów bytowych (czytaj: do picia, sporządzania posiłków i chyba tylko do tego). Zapewne w swej mądrości określi również ilości, jakie mogą być spożyte. Ponieważ pompa nie jest wydolna dostarczyć odpowiedniej ilości wody, (ze względu na to, że studnia wymaga pogłębienia) również kąpiel, czy pranie winno być ograniczone. 

   A ja kiedyś własnymi siłami wykopałem oczko wodne aby po pracy było miło odpoczywać. Pływają w nim kolorowe rybki ciesząc oczy. Teraz, czasami dopuszczając trochę wody, popełniam przestępstwo. Nie wolno tego robić! Wszystko jest sumiennie monitorowane! Na dowód, że wbrew jego zaleceniom dolałem rybkom wody, ma bogatą kolekcję fotograficzną dokumentującą moje łamanie jego prawa.  Również, gdy na ogródku posieję warzywa, gdy rok będzie suchy, nie wolno mi podlewać, ponieważ przyzwolenie mam na picie (z umiarem) i ugotowanie zupy!

   Zatem, dopóki mam jeszcze trochę wody, kończę tego posta i idę się napić (wody!).   







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz