czwartek, 19 lutego 2015

Pierwsze potyczki

    Jak wspominałem wcześniej, z miłych i mających zadowolić obie strony spotkań w końcu i to bardzo szybko doszło do, można by nazwać, konfrontacji siłowych. Szybko wypełzły skrzętnie ukrywane i maskowane uprzejmą miną intencje już nie kolegi, ale przeciwnika. Konsekwentnie i systematycznie niczym najeźdźca definiował swoje warunki. Z uśmiechem na twarzy i tylko na twarzy, bo w oczach tkwił chłód. Czasami lekko odstępował, jakby chciał pokazać swoją słabość zwaną dobrocią. I gdyby ktoś obserwował go z boku mogłoby się wydawać, że rzeczywiście chce dobrze. To była jednak dobrze przemyślana taktyka.

    Najogólniej rzecz biorąc, chodziło o mieszkanie. (Mówię jakby było już po fakcie). Leśniczówkę, którą otrzymałem do zamieszkania wraz z rozpoczęciem tu pracy na stanowisku leśniczego nadal zamieszkuję. Po wykonanej modernizacji, nagle komuś bardzo się spodobała. Wszystkie zdarzenia jakie miały miejsce wcześniej były związane z próbą wyprowadzenia mnie z tej leśniczówki.

    Pierwszą taką próbę przeprowadził Nemrod. Tylko raz i zabrakło mu czasu na następne. Kilkakrotnie i to w brudny sposób próbował Księciunio. Oczywiście też nie osiągnął zamierzonego efektu. Teraz ofensywę rozpoczął Narcyz. 

    Na początku  były próby  dogadania się. Była  propozycja  mieszkania  w innej miejscowości. Zawsze jednak stawało coś na drodze i nie dochodziło do realizacji. Raz odmówiłem ja, ponieważ wyprowadzając się z mieszkania chciałem trafić do mieszkania, w którym mógłbym zamieszkać, a nie do mieszkania, w którym na dzień dobry należało wykonać remont. Oczywiście inaczej zapatrywałbym się na to będąc sam, ale tu były małe dzieci.

     Po tym afroncie stosunki oziębły. Z wcześniejszych deklaracji wyjaśnienia kilku spraw, nagle powstały roszczenia. Tak, jakby wcześniej w tym temacie nie było rozmów. Nastał czas korespondencji, który to tak naprawdę trwa nadal. Po bez mała roku przyszła odwilż i chęć ponownej próby dogadania się. Byłem już zmęczony tą sytuacją i stwierdziłem, że spasuję. A co mi tam? Z natury jestem ugodowym człowiekiem.

    Doszło do kolejnego spotkania. Poczyniliśmy ustalenia, które zgodnie zostały zaakceptowane. 16 sierpnia 2011 roku przy udziale pracownika nadleśnictwa został sporządzony protokół zdawczo-odbiorczy lokalu, do którego miałem wprowadzić się. Równocześnie podpisałem umowę najmu na ten lokal i przekazałem do nadleśnictwa. I zaskoczenie! Narcyz gdzieś w tym dniu zaszył się aby nie doszło do spotkania. Nie zakładał, że wszystko pójdzie jak w ustaleniach. Oczekiwał ode mnie kolejnego postulatu do spełnienia, a tym samym pretekstu do zerwania ustaleń. Tymczasem stało się inaczej. Nie mogło tak być, bo on miał inne plany.

    No, cóż? Pozostało mieszkać na starym miejscu. Modernizacja leśniczówki była 11 lat temu i chyba zaczął przychodzić czas na pojawianie się usterek. Największy problem był z wodą, której zaczęło brakować. Wysiadały pompy. Zacząłem zgłaszać problem. Odpowiedź była zawsze jedna: jak długo będę tu mieszkał, tak długo nie zostanie problem wody rozwiązany.

Również występujące awarie w sieci c.o. były powodem wmawiania, że niewłaściwie korzystając z urządzeń doprowadziłem do ich awaryjności. Dobitnie zwrócił na to uwagę przytaczając w piśmie wszystkie obowiązki najemcy.

   W każdym otrzymanym piśmie mogłem przynajmniej raz przeczytać, że lokal zajmuję bezprawnie. Później słowo to zamienił na: bez umownie. Z tą drugą nazwą było bardziej prawdziwie. Po rozstaniu się z pracą w nadleśnictwie, nie podpisano ze mną umowy najmu.

    Co do tego stanu i jak to się ma do zaistniałej sytuacji napiszę jeszcze innym razem.

    Teraz zaczęły przychodzić pisma z żądaniami jak również różną formą zastraszania. Moje prośby w sprawie wykonania napraw zawsze traktowane były odmownie. Nie pomogły również prośby kierowane do dyrektora RDLP. Otrzymywałem odpowiedzi jakby powielone. "Góra" nie widziała nieprawidłowości w postępowaniu swego podwładnego. Tym bardziej czuł się pewnie co uwidaczniało się w otrzymywanych od niego pismach.

Czułem się zaszczuty. Nie mogłem jednak pozostać biernym i bezradnie czekać na następne jego posunięcia. Przepełniał mnie żal, że po tylu latach wspólnej pracy i wielu latach w pracy dla lasów, nagle zostałem potraktowany jak obcy. Nie tylko przez niego ale i przez "górę". Jemu może bym się za bardzo nie dziwił. Jest hetero i nie musi gustować w lubieniu akurat mnie. Mam wielu znajomych leśników, którzy w większym lub mniejszym stopniu integrują się z sobą. Nie pozostawiają kolegi, z którym wiele lat spędzili w wspólnej pracy. Tu jednak jest inaczej. Dotychczasowi koledzy jakby nagle dostali amnezji. Nawet podczas przypadkowych spotkań niektórzy udają, że nie znamy się. 

  Ale dość z użalaniem się. Nie musi nikomu na mnie zależeć, ale wypierać się znajomości to już inna sprawa. Podobno przykład idzie z góry.

   Do swojej gry włączył również radczynię. Nie będę dochodził jak się dogadywali i czy prywatnie zwracała mu uwagę na niektóre jego posunięcia dalekie od umocowania w prawie. Być może wykonywała swoją pracę jak opłacony najemnik, bez zastanawiania się nad moralną stroną jego zagrywek. Być może. A może i było tak, że zrozumiała o co chodzi i zakończyła współpracę z nim. Może też być, że zbyt wiele pozwalał sobie, jak to w naturze narcystycznego osobnika i wolała zakończyć tą znajomość.

Zanim to jednak nastąpiło potrafiła zredagować kilka pism, które w swej treści ani trochę nie odzwierciedlają wiedzy prawniczej. Czytając je wiedziałem, że były pisane pod dyktando swego chlebodawcy.

Nawet gdy w 2012 roku założył sprawę o eksmisję, pozew przez nią napisany zawierał szereg błędów i nieścisłości. Z tego też można wnioskować, że pisany był według wskazań jego.

On w dalszym ciągu toczył bój o leśniczówkę stawiając na wymęczenie. Nie omieszkał też kilka razy w tym czasie składać nadal propozycje abym opuścił lokal ale na warunkach już nie do przyjęcia. Chwytał się różnych sposobów, które w efekcie zaczęły obracać się przeciwko niemu.
    

    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz